Wyjdź z miejsca, w którym nocowałeś, następnie skręć w lewo. Po przejściu 300 metrów skręć w prawo. Przejdź przez dwa podwórka i wejdź w otwarte drzwi. Jeżeli wszystkie są zamknięte, idź dalej. Obserwuj, co się dzieje w koło. Zapytaj przechodnia, czy gdzieś w okolicy jest jakiś ukryte miejsce. Jeżeli idziesz już tak 25 minut i nadal nie wiesz, gdzie idziesz, gratuluję: właśnie się zgubiłeś!
Kiedy po raz pierwszy byłam w Rzymie, przeszłam go z przewodnikiem Pascala. Przeszłam go dokładnie, strona po stronie, zabytek po zabytku. Tak, jak przechodzi się grę. Od miejsca do miejsca, od kościoła do kościoła, odhaczając checkpointy z książki trzymanej w ręku. Po trzech dniach przewodnik nam się skończył. Kilometry w nogach zrobiły swoje, a my nie wiedzieliśmy, co dalej. Z tygodniowego pobytu pamiętam tylko ten dzień w którym wsiedliśmy w pociąg i udaliśmy się pod Rzym – bez mapy i bez planu.
Innym razem, kilka lat po pierwszej wizycie, odwiedziłam Paryż. Ponieważ był to bardzo krótki pobyt, związany z pracą, nie można było nic zaplanować, bo zwyczajnie nie było na to czasu. Wieczorem wyszłam z hotelu i poszłam na krótki spacer. Przed siebie. Wtedy właśnie odkryłam Paryż! Nie na nowo, ja dopiero wtedy właśnie odkryłam to miasto. Nawet nie wiecie jak bardzo różniło się od tego, które zwiedzałam kilka lat wcześniej. Z przewodnikiem w ręku. To wtedy mój stosunek do podróżowania zmienił się diametralnie. Od tej pory „gubienie się” stało się sposobem na podróżowanie. Za każdym razem, kiedy stawiam właśnie na żywioł i idę przed siebie – nie zawodzę się.
Czym jest gubienie się? To skręcanie w przypadkowe uliczki, wchodzenie w przypadkowe podwórka. Obserwowanie tego, co w koło się dzieje, a nie ślepe patrzenie w mapę i literki z przewodnika. To rozmowa z przypadkowymi ludźmi i częste zbaczanie z drogi. Bo przewodnik działa na nas jak GPS w samochodzie. Mówi nam co mamy robić, jak iść. I my robimy to, co nam mówi, a nie patrzymy, co się dzieje obok, a często obok dzieją się o wiele ciekawsze rzeczy. Oczywiście, tytuł jest trochę przewrotny, bo za każdym razem gdy gdzieś jadę, zerkam do przewodnika. Przede wszystkim, żeby wiedzieć o niuansach związanych z danym miejscem, o panujących tam zwyczajach, kulturze. Warto wiedzieć wcześniej, co możemy zjeść, co dobrze zobaczyć, a czego najlepiej unikać. Wszystko po to, aby nasz pobyt w danym miejscu był bezpieczny, ale też ciekawy. Gdybym jednak będąc w Wenecji miała wsadzony nos w książkę, to nigdy nie doświadczyłabym magicznych chwil na Lido podczas sztormu, nie poznałabym uroku opuszczonego Murano, nie poznałabym tylu fantastycznych ludzi w Paryżu i już na pewno przenigdy nie dotarłabym do tych wszystkich opuszczonych, ale jakże magicznych miejsc, w które dane mi było się wślizgnąć.
No więc jak to wszystko zacząć? Jak zwiedzać bez mapy? Bardzo dobrymi przewodnikami są przedstawiciele lokalnej społeczności. To oni opowiedzą Wam o miejscach, do których Lonely Planet Was nie wyśle. Pokażą knajpy, w których odbywają się ciekawe koncerty, restauracje, w których warto zjeść lokalne specjały lub wskażą plażę, na którą uciekają przed turystami.
Będąc w pubie czy w knajpie zwróćcie uwagę na ulotki i plakaty znajdujące się zazwyczaj gdzieś przy wejściu lub przy barze. W ten sposób możecie dowiedzieć się o wydarzeniach w okolicy, które są warte zobaczenia.
Oczywiście zawsze warto jest mieć mapę w kieszeni, aby naprawdę się nie zgubić i nie kluczyć niepotrzebnie tracąc czas. Namawiam Was jednak gorąco do tego, abyście nie podążali ślepo za atrakcjami, które już odhaczył każdy i poszukali tego swojego unikalnego zakamarka.
Świetnie sprawdza się przeszperanie Instagrama czy Pinteresta, dla mnie jest to istna skarbnica wiedzy. Na Instagramie możemy obejrzeć fotografie robione przez różnych ludzi, wystarczy wpisać lokalizację i wyświetla nam się baza zdjęć z danego miejsca. Ma to tę zaletę, że są one robione nie tylko przez profesjonalistów, którzy wiedzą jak nałożyć super filtr i wykadrować tak, aby było pięknie. Zdjęcia amatorów najlepiej oddają lokalny klimat, bardzo często ukazując na przykład, jakiego tłoku możemy się spodziewać 🙂 Te wszystkie piękne zdjęcia z Trolltungi. Takie puste, samotne, majestatyczne…
Więcej takich możecie zobaczyć tutaj: https://www.telegraph.co.uk/travel/news/Instagram-vs-reality-how-travel-photos-are-a-lie/
Pinterest jest natomiast zbiorem wszelkich „wyliczanek”: „10 rzeczy, które musisz zrobić w Hong Kongu”, „7 potraw, które musisz zjeść w Jordanii”, „8 dzikich plaż na Krecie”. To jest po prostu ta esencja, od której możemy zacząć.
Wybrać to, co może zainteresować nas najbardziej i drążyć dalej. Te dwa narzędzia dają Wam duże pole do popisu i to jeszcze przed wyjazdem. A gdy już dotrzecie na miejsce? Tam w poszukiwaniu przygody niech ogranicza Was tylko wyobraźnia 🙂 A Wy macie jakieś sprawdzone sposoby na dalekie i krótkie podróże? Jak zbierać informacje o danym miejscu, jak najlepiej się przygotować? Podzielcie się!